W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Szczegółowe informacje znajdują się w POLITYCE PRYWATNOŚCI I WYKORZYSTYWANIA PLIKÓW COOKIES. X
18 GODZIN W KATARZE

18 GODZIN W KATARZE

19.12.2022

Kiedy w mediach gruchnęła wiadomość, że organizatorem Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej w roku 2022 będzie Katar, oniemiałem. Gdy do tego doszły informacje, że będą one musiały odbywać się niemalże w środku zimy, padłem. Moja głowa zaczęła mocno pracować, próbując znaleźć wytłumaczenie na podjęcie tak niestandardowych decyzji. Nie znalazła. No, chyba, że oprzemy się na doniesieniach światowych agencji, że powodem przyznania Mundialu temu niespełna 3 milionowemu Państwu była kasa. I na tym poprzestańmy… Oswajałem się z tym miesiącami. Do Kataru zamiaru lecieć nie miałem, ale jak to w życiu bywa, nigdy nie mów nigdy. I stało się…

Wraz z ostatnim gwizdkiem sędziego w barażowym meczu naszej Reprezentacji ze Szwecją, który dał nam upragniony awans, rozpoczęło się prawdziwe szaleństwo. Polacy, w trybie błyskawicznym zaczęli googlować loty do Kataru, a na popularnym bookingu – szukać noclegów. Nie było to proste, ponieważ z jednej strony ilość miejsc noclegowych przeznaczonych dla kibiców była znikoma, a z drugiej, ceny przelotów były kosmicznie wysokie. No, cóż… chyba, że sprzyja Tobie szczęście, a ja na takie, póki co, narzekać nie mogę. Znajomy ogarnął temat biletów na mecz, gość z biura podróży wyszukał tanie loty, a ja …. „odkryłem” stosunkowo tanie noclegi …. w Dubaju. W ten oto sposób zaczął kształtować się nam plan naszej wycieczki. Noclegi w Dubaju, wypad na mecz Polaków z Argentyną i powrót do miasta szejków. Wypaliło…

Kiedy dotarliśmy na Półwysep Arabski, ja każdego dnia czekałem na jednodniowy wypad do Kataru, a wraz ze mną: biało – czerwona koszulka, szalik, flaga. Zresztą moja flaga ma już swoją historię. Zabieram ją na wszystkie moje reprezentacyjne wypady. W ostatnim czasie zauważyłem, że gdy mam ją przy sobie podczas różnych rozgrywek naszych reprezentacji, nasi sportowcy grają w kratkę. Raz przegrywają, kolejny mecz wygrywają, a po nim przychodzi kolejna porażka. Tym razem byłem spokojny. Ostatni raz z moim „gadżetem” byłem na meczu siatkarzy, którzy podejmowali w finale Mistrzostw Świata Włochów. Przegraliśmy 3:1 w setach, co oznaczało, że przyszedł czas na wygraną. Jaki był wynik w meczy z Argentyną wiemy, ale … ta przegrana i tak dała nam wyjście z grupy. Ta porażka po części byłą naszą wygraną. W pewnym stopniu flaga zdała egzamin????.

Nadszedł 30 listopada 2022 roku. W Katarze wylądowaliśmy już około godz. 11.00, co pozwoliło nam na zapoznać się trochę z tym egzotycznym miejscem. W zasadzie nie wiem co było dla mnie ważniejsze, zobaczenie miasta Doha, czy … spędzenie kilku godzin w towarzystwie dziennikarza Krzysztofa Stanowskiego. Chyba to drugie, ponieważ to gość, którego felietony i wypowiedzi czytać uwielbiam, a z drugiej strony facet, który mówi (pisze) to co myśli. Nie owija w bawełnę, nie szuka sojuszników, lubi kontrowersje. Jest szczery w tym co nam przekazuje (przynajmniej tak mi się wydaje). Tak jak wspomniałem wcześniej, w stolicy Kataru spędziliśmy ze sobą jakiś czas. Ja nie miałem problemów z Krzysztofem, Krzysztof nie miał problemów ze mną (takie są moje odczucia). Mało tego, ja jego nawet polubiłem, co zaowocowało ostatecznie wspólną fotą na stadionie. Podsumowując, dla mnie odbiór „Stano” na duży plus!





Zanim pojawiłem się w tym małym kraju, pytaniem, które zadawałem sobie od dłuższego czasu był poziom organizacji mistrzostw. Jak miejscowi będą odnosili się do kibiców/turystów, jak będzie wyglądała komunikacja na stadion, jaka będzie jakość stadionów budowanych w ekspresowym tempie. Odpowiedzi pojawiały się szybko. W zasadzie natychmiastowo… Zaraz po wylądowaniu na lotnisku w Doha, każdy otrzymywał kartę do telefonu, aby mógł swobodnie (i za darmo!) porozumiewać się ze swoją rodziną, znajomymi. To był szok. Od razu skorzystałem z tej opcji, aby na bieżąco przekazywać newsy moim najbliższym, którzy oczekiwali tego przebywając w Polsce.

Na ulicach miasta można było dostrzec ogromną liczbę organizatorów. Każdy z nich, widząc turystę, „wychodził z siebie”. Tak pozytywnie. Chciał tobie pomóc w każdej sytuacji. Do takiego zachowania ze strony innych nie byłem przyzwyczajony, ponieważ tam, dokąd wyjeżdżam, taka „miłość do bliźniego” nie zawsze jest na porządku dziennym… Tutaj 5 z plusem!

Kolejny temat…, transport na stadion. I tutaj nie było żadnego problemu. W niezliczonej liczbie miejsc można było trafić na tabliczki wskazujące kierunek „bazy autobusów” zawożących kibiców bezpośrednio i za darmo pod stadion. Pod konkretny stadion, w zależności od rozgrywanego pojedynku. Nasza podróż pod arenę, na której miał być rozgrywany mecz Polaków trwała zaledwie 20 minut. Bajka.





Zapytacie zapewne, czy było coś, co nie do końca mnie zadowoliło. Oczywiście. ATMOSFERA! Tego, w porównaniu do innych, przeżytych przeze mnie Mistrzostw Świata, Mistrzostw Europy, była gorsza. Nie czułem na ulicach Doha (bo na samym stadionie było już super, chociaż brakowało mi tam większej liczby polskich kibiców) tego, co czułem na rozgrywkach w Niemczech, Francji, Austrii czy nawet Mistrzostwach Europy organizowanych w Polsce. To nie było to samo. Nie miałem gęsiej skórki, nie byłem aż tak podekscytowany… Na szczęście adrenalinę podniósł mi mecz z Argentyńczykami, a w zasadzie to co działo się po jego zakończeniu – oczekiwanie na wynik meczu Meksyk – Arabia Saudyjska oraz spotkanie na trybunach z trenerem Michniewiczem, Krzyśkiem Piątkiem czy Michałem Skórasiem. Do końca życia nie zaponę, jak tuż po zakończeniu meczu, oczekujący na końcowy wynik wspomnianego wyżej pojedynku Janek Bednarek pyta mnie: „ile jeszcze zostało do końca” (była taka możliwość, ponieważ mieliśmy miejsca w I rzędzie, za ławką rezerwowych naszego teamu). Kiedy odpowiedziałem mu, że 1 minuta, czułem tak, jakbyśmy wspólnie czekali na ostatni gwizdek sędziego. Gdy po chwili kiwnąłem mu, że pojedynek Meksyk – Arabia Saudyjska się zakończył, oboje oszaleliśmy z radości. Tak, takie emocje chcę pamiętać do końca życia. Później również było znakomicie. Jak wspomniałem powyżej, do mnie i moich przyjaciół na trybuny przyszedł Michniewicz, Piątek, Skóraś. Był czas na rozmowę, chociaż ja, z tych emocji nie za wiele pamiętam. Pewnie im gratulowałem awansu, pewnie coś zażartowałem i znając siebie życzyłem powodzenia w kolejnej potyczce. Potyczce, którą jak się później okazało, przyszło nam rozegrać z wielką Francją…







Polub nasz profil

Dodaj komentarz

Autor:
Treść komentarza:

Wybierz obrazek na którym narysowany jest dom: