14 września 1983 r. Stadion Lecha Poznań. 40.000 kibiców na trybunach. Lech – Athletic Bilbao. 44 minuta meczu – Mirosław Okoński strzela na 2:0 dla Kolejorza. Stadion szaleje. Prawdziwa euforia i ogromne niedowierzanie. Mistrz Hiszpanii przegrywa 0:2. Popularny „Okoń” bohaterem Poznania…
… 39 lat później mam ogromną przyjemność z w/w wirtuozem futbolu spędzić pełne trzy dni w Atenach. Godzina w godzinę, minuta w minutę, sekunda w sekundę. Nie przesadzam ani trochę, ponieważ przy Mirku byłem w zasadzie od wczesnych godzin rannych do … wczesnych godzin rannych. Non stop! …ale od początku…
Nie jest tajemnicą, a na pewno fakt ten nie jest jakoś specjalnie ukrywany, że trwają zdjęcia do filmu o legendzie polskiej piłki nożnej – Mirosławie Okońskim. Większa część dokumentu jest już nagrana, a jednym z ostatnich etapów tego powstającego dzieła były urywki kręcone w stolicy Grecji – Atenach. W mieście, w którym „Okoń” spędził dwa lata, w klubie AEK Ateny. Obowiązkiem było się tutaj pojawić i sprawdzić, jak Grecy pamiętają postać lewonożnego „grajka”. Dzięki przychylności osób z produkcji, ja również miałem okazję przekonać się o tym na własne oczy… Nie żałuję, ponieważ czas jaki tam spędziłem, należał do jednych z najlepszych „sportowych” momentów w moim życiu.
Początek wyjazdu do tego największego miasta w Grecji, nie był za bardzo szczęśliwy. W dniu poprzedzającym naszą podróż (wieczorem) bohater naszego artykułu złamał rękę, o czym dowiedział się tak naprawdę dopiero w ateńskim szpitalu. Czas tego zdarzenia był tak pechowy, że do momentu wylotu, nie miał on nawet czasu udać się do lekarza, aby zdiagnozować kontuzję. W stolicy Grecji znaleźliśmy się w poniedziałek (3 października 2022) wieczorem, a RTG i pozostałe badania udało się zorganizować dopiero we wtorek rano. W zasadzie słowa „udało się” to za mało powiedziane. Ekipa, z którą miałem zaszczyt uczestniczyć w wyprawie (Przemek, Piotr, Tomek i Marcin) stawali na rzęsach, aby jak najszybciej „dostarczyć” Mirka do szpitala i w błyskawicznym tempie przeprowadzić konsultacje lekarskie. Nie było to proste, a luźne podejście Greków do wszystkiego, na pewno w tym nie pomagało. Dzięki jednak ogromnemu zaangażowaniu chłopaków, wykonaniu wielu telefonów, przyjęto Okonia na badania. „Przyjęto” to w zasadzie odpowiednio słowo. Gdy lekarz dowiedział się z kim do czynienia, „przyjął” naszego bohatera jak prawdziwego „Gwiazdora”, a o zapłacie za wykonaną usługę nawet nie chciał słyszeć. To był pierwszy moment, kiedy zwróciłem uwagę na to, co Mirek znaczył w Atenach. Później było już tylko lepiej…
Nie będę Wam opisywał każdej minuty spędzonej z Okońskim (wejście na Akropol, uczestnictwo w zmianie warty, wspólne spacery, posiłki, ujęcia na plaży itd.), skupię się na wizycie na obiekcie klubu, w którym Mirek spędził cudowne dwa lata – AEK Ateny. Zanim podjechaliśmy pod stadion (piękny, nowoczesny obiekt, którego otwarcie miało miejsce dwa dni przed naszym przyjazdem) otrzymałem kolejne sygnały, świadczące o wielkości lewonożnej legendy. Oczekujący na niego dawni koledzy z drużyny, zobaczywszy Okonia, zrobili istny show. Na powitanie ściskali go tak mocno, jakby po wielu latach zobaczyli jakiegoś zbawcę świata. Dookoła dało się cały czas słyszeć głośne „Oko”, ponieważ tak wołali na niego kumple z boiska. Po około 30 latach, mieli w końcu okazję ponownie spotkać właśnie zbawcę, może nie świata, ale na pewno AEK. To właśnie dzięki naszemu bohaterowi, po 10 latach posuchy, ten ateński klub zdobył mistrzostwo kraju. Jak był to ważny moment w historii klubu, pokazało mi właśnie powitanie Mirka przez jego dawnych boiskowych partnerów. Oni go po prostu cały czas kochają…
Spod stadionu udaliśmy się na murawę, a stamtąd do wnętrza tego 30 tysięcznego cudeńka. Moją uwagę zwrócił fakt, że niemalże wszystko było w żółto – czarnych barwach (barwy AEK): krzesełka na trybunach, tapety, dywany, stoliki i krzesła, a nawet … kwiaty. Wszystko było niemalże perfekcyjne, tak jak perfekcyjnie było przygotowane spotkanie z byłymi Gwiazdami i trenerem klubu. Pierwsze dwie godziny pochłonęły wywiady właśnie z w/w osobami. Jedną z nich był niezwykle wyważony, a jednocześnie bardzo surowy jako manager Dusan Bajevic – legenda AEK. Ten niemalże 74 letni dzisiaj Pan, bardzo imponował mi swoim spokojem, a jego słowa o Mirku, podobnie zresztą jak opinie byłych kolegów Okonia, nieraz powodowały pojawienie się gęsiej skórki na moim ciele. Słowa, które wypowiadali oni o swojej byłej polskiej „Gwieździe” powodowały, że byłem niezwykle dumny z faktu, że mogłem być częścią tego wyjazdu. Powodowały, że momentami byłem niezwykle wzruszony, czego nawet nie zamierzałem ukrywać. Byłem po prostu szczęśliwy.
Zanim udaliśmy się na I piętro stadionu, chciałbym Wam wspomnieć o jednej, zabawnej sytuacji. Otóż na parterze znajdowały się strefy VIP Silver, a na ścianach można było dojrzeć wiele plakatów byłych i obecnych piłkarzy AEK. Przejrzałem wszystkie dwukrotnie w poszukiwaniu na nich Mirka i byłem niezwykle zawiedziony, że na żadnym z nich, naszego bohatera nie znalazłem. Mało tego, można nawet powiedzieć, że byłem z tego powodu okrutnie zły. Wkurzony. Wszyscy pracownicy klubu na każdym kroku podkreślali mi jak wielkim piłkarzem był „Oko”, jak dobrym jest człowiekiem, a nie potrafili umieścić go na żadnej fotce? Nie wytrzymałem. O moich przemyśleniach powiedziałem zarządcy obiektu, który na moje słowa zareagował głośnym śmiechem. Tego było już za wiele! Dopiero po chwili gość wytłumaczył mi swoje rozbawienie, a jednocześnie obiecał, że całą prawdę poznam za około 30 min. Tak też się stało… Po około dwóch kwadransach, na kolejne wywiady, udaliśmy się na wspomniane wyżej I piętro. Zdążyłem przejść kilka metrów i zamarłem. Zaniemówiłem. Oczy mi się zaszkliły. Stałem jak zamurowany. Dopiero teraz zrozumiałem głośny śmiech zarządcy obiektu sprzed 30 minut, dopiero teraz moje wcześniejsze obawy zostały rozwiane… Nawet teraz, jak o tym piszę, na myśl tych wspomnień ponownie pojawiła się u mnie gęsia skórka. Stojąc w korytarzu I piętra stadionu dostrzegłem wejście do loży prezydenckiej, a przy nim ogromny plakat Mirosława Okońskiego! Po prostu Mirek nie mógł być umieszony na plakatach wśród pozostałych piłkarzy. Mirek musiał „wisieć” w miejscu specjalnym, wyjątkowym, w najbardziej prestiżowym miejscu całego obiektu – przy wejściu do loży prezydenckiej. To, kolejny raz pokazało mi, co ten facet naprawdę dla nich znaczył. Oni go tam kochali, szaleli za nim, doceniali, a Okoń po prostu robił swoje – szanował każdego z nich, a do tego strzelał bramki doprowadzające klub do upragnionego mistrzostwa.
Czas mijał, wywiady zostały przeprowadzone, nadeszła pora obiadu. I tutaj kolejne, pozytywne dla mnie zaskoczenie. Dzięki kontaktom Przemka Erdmana z Fabryki Futbolu, jednego z producentów filmu, najpierw miałem okazję poznać tajne miejsca stadionu (szatnie, saloniki VIP itd.), a następnie zjeść obiad w towarzystwie dyrektora sportowego AEK – Radka Kucharskiego, który objął tę funkcję w lipcu bieżącego roku. Radek to przemiły gość. Pomocny, uśmiechnięty, bardzo inteligentny. To naprawdę był fajny czas. Ten dzień na długo utkwi w mojej pamięci, a zwłaszcza jego końcówka…
Były już wczesne godziny wieczorne, kiedy zamówiliśmy taxi, aby udać się w drogę powrotną do hotelu. Kierowca był tak miły, że chciał nam jak najwięcej opowiedzieć o Atenach, rozpoczynając swoje wywody od klubu AEK, spod którego rozpoczynała się nasza trasa. Mówił i mówił o żółto – czarnych, a my, wiedząc kogo on wiezie na tylnym siedzeniu, nie mogliśmy powstrzymać się od śmiechu. W końcu postanowiliśmy go poinformować, że na tylnym siedzeniu jego taksówki siedzi „Oko”. Jego reakcja była bardzo zabawna. To on teraz zaczął śmiać się z nas, nie dowierzając temu co od nas usłyszał. W końcu zamarł. Non stop odwracał się do tyłu, aby przekonać się czy mówimy prawdę. Uwierzył. Uwierzył i zwariował. Dopiero teraz w aucie rozpoczął się prawdziwy cyrk. Niemalże całą drogę, kierowca jechał z głową odwróconą w kierunku Mirka. Gdy zaczął podczas jazdy robić sobie z nim selfie, to naprawdę się już przestraszyłem. Chciałem w całości dojechać na miejsce. Udało się. Do obiektu dotarliśmy „bez uszkodzeń”, a kierowca jeszcze przez kilka minut robił sobie zdjęcia z Okońskim, raz po raz wykrzykując na całą ulicę głośne „Oko”, „Oko”…
Następny dzień, był już dniem naszego powrotu. Dwa momenty, o których należałoby Wam wspomnieć to niespodziewana wizyta w hotelu młodego fana klubu AEK w poszukiwaniu Mirka. Zdesperowany chłopak biegał po piętrach i szukał Okonia. Za wszelką cenę chciał sobie z nim zrobić zdjęcie, otrzymać autograf, chwilę pogadać. Oczywiście mu to umożliwiliśmy. Chcieliśmy, aby młodzieniec zapamiętał ten dzień do końca życia, tak, jak ja ten wyjazd, który będę pamiętał jeszcze bardzo długo. Ciekawe w tym wszystkim było to, że wspomniany wyżej kibic AEK miał na oko 30 lat, a właśnie mniej więcej od tego czasu „Okoń” nie grał już w tym greckim klubie. Młodzieniec nigdy nie miał okazji widzieć Mirka w akcji na żywo, a jednak legenda Okońskiego w Atenach jest tak wielka, że i młodzi wiedzą co to był za piłkarz.
Ostatni śmieszny moment naszego wyjazdu miał miejsce już na samym lotnisku. Przechodziliśmy przez bramki, aby nagle usłyszeć głośne „Oh my God! Oko”. Nie po raz pierwszy w Atenach. Tym razem był to lotniskowy celnik. Facet przerwał odprawę, dopadł do Mirka i zaczął ściskać, jakby zobaczył kogoś bardzo bliskiego po wielu latach rozłąki. No tak, zobaczył bliską osobę. Bliską osobę całego AEK. Dalej już standardowo… foty z naszym bohaterem, pogawędka (tutaj należy podkreślić, że po 30 latach nieobecności w Grecji, Mirek rozmawiał z nimi w ich ojczystym języku!). To kolejna sytuacja podczas naszego wyjazdu, która spowodowała, że zrobił się straszny kocioł. Tym razem Okoń niemalże sparaliżował ateńskie lotnisko. Taka to była i jest GWIAZDA…!
…a jak ja odbieram Okońskiego? Bardzo proszę… Do tej pory miałem okazję spotkać Mirka dwukrotnie, zamienić z nim kilka słów. W Grecji spędzałem z nim każdą minutę. Uwielbiałem go słuchać. Tak, tak… każdego wieczoru spotykaliśmy się w naszym pokoju hotelowym i słuchaliśmy jego opowieści. Byłem zły, gdy zbliżał się ranek i wypadało chociaż na chwilę położyć się spać. Byłem zły, bo chciałem go cały czas słuchać. Mirek, poza tym to bardzo dobry człowiek. Nie narzekał na nic, chociaż co chwilę był oblegany przez fanów. Każdy chciał z nim fotę, każdy chciał go poklepać, każdy chciał autograf. „Oko”, pomimo złamanej ręki, pomimo potwornego bólu, przy każdym z fanów chętnie się zatrzymał. Każdemu poświęcił chwilę. Zachowania w takich momentach powinno uczyć się dzisiaj wielu młodych piłkarzy. Mirek Okoński po prostu szanuje ludzi.
Ja natomiast przeżyłem wspaniałe chwile. Jestem szczęśliwy, że mogłem być świadkiem takich wydarzeń. Dziękuję Przemo, że dałeś mi taką możliwość. Dziękuję pozostałej ekipie, że przez te kilka dni stworzyliśmy świetny team, co zresztą podkreślali włodarze ateńskiego klubu, w tym przemiła Anthi Papakosta - Manager od Public Relations całego klubu AEK Ateny.
Jedno jest pewne. Filmu o Mirku Okońskim nie mogę się już doczekać, ponieważ jestem przekonany, że wśród fanów piłkarskich i nie tylko, będzie to prawdziwa gratka. Kochani! Zapowiada się wielki HIT!